piątek, 13 września 2013

Przygotowania cz. 3 czyli zakupy przed podróżą

Od wczoraj jestem już w Turcji, skąd zamierzam odebrać męża w dalszą podróż. Mam więc czas by trochę ponadrabiać blogowe pisanie. Od razu ostrzegam, że post będzie przydługawy i będzie opisem paru rzeczy, które kupiliśmy na poczet naszej wyprawy. Zaznaczam, że nie współpracuję z żadną firmą, której produkty zostaną tutaj przedstawione, a ich opis jest moją subiektywną opinią.
Planując nasz wyjazd od niemal roku zdążyliśmy przestudiować mnóstwo blogów podróżniczych i przeanalizować porady dotyczące rzeczy, które powinny znaleźć się w naszym plecaku. Porad można znaleźć mnóstwo, niektórzy zamieszczają nawet listę must have na daleki wyjazd. Oczywiście objętość bagażu zmienia się podłóg planów czy będziemy spać pod chmurką czy w hotelach, czy wybieramy się na trekking po dżungli czy będziemy chodzić tylko wydeptanymi ścieżkami, czy chcemy na wszystkich zdjęciach być w jednej-dwóch koszulkach, które oddamy w końcu lokalnym potrzebującym czy też nastawiamy się na lansing. My z tego wszystkiego wybraliśmy, w naszym odczuciu, wersję middle. Spać będziemy w tańszych hotelach/guesthousach, podróżować transportem kombinowanym samolot/bus/pociąg/prom. 
Pierwszą trudną decyzją było to, czy zabieramy dwa średnie plecaki po ok. 35l czy jeden duży ok. 80l. W obydwóch wersjach i tak będziemy potrzebować jeden plecak normalnej wielkości (czytaj szkolny :)) na codzienne wypady. Po długich debatach uzgodniliśmy, że wolimy chyba dźwigać jeden ciężki plecak i drugi ...też ciężki, ale zawsze w liczbie 2 czyli po 1 na osobę niż 2 ciężkie plecaki i trzeci z najpodręczniejszymi rzeczami jak kula u nogi. Ubrania zamierzamy ograniczyć do minimum, tzn. może nie 1 t-shirt, ale góra 5-6 na osobę (usługi prania są w Azji powszechnie dostępne i tanie), śpiwory są nam niepotrzebne, z laptopa rezygnujemy na rzecz tableta, a jeżeli zwariujemy na miejscu i nakupujemy nie wiadomo co, to dokupimy jeszcze jeden plecak tam na miejscu, żeby te pierdołki przywieźć do domu. Bilet kupiliśmy w Qatar Airways i przysługuje nam po 23 kg na osobę. Myślę więc, że starczy :]
Przedwyjazdowe zakupy rozpoczęliśmy więc od wyboru plecaka. Z jednej strony nie nastawialiśmy się na mercedesa wśród plecaków za 1000zł, bo na naszą kolejną daleką podróż pewnie przyjdzie poczekać jakieś 2 lata (zamierzamy powiększyć rodzinę ;)), a na możliwie najtańszy plecak, który będzie wygodny i wytrzyma naszą podróż. Wybór padł na plecak Outhorn Argon 80l.


Producent opisuje go jako plecak idealny na długie wycieczki górskie i piesze wędrówki, a nawet na wspinaczkę wysokogórską (z tym to bym akurat nie ryzykowała). Posiada system wentylacji pleców i anatomicznie ukształtowane szelki. Wczoraj podczas podróży z Polski do Turcji służył mi jako bagaż podręczny ( :D ) i była to pierwszy raz, gdy mogłam go wypróbować przy pełnym obciążeniu. Plecak jest przede wszystkim lekki (bo waży tylko 1300g) i naprawdę wygodny. Szelki są bardzo fajnie wyprofilowane i miękkie, tak że nie uwierają w ramiona. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest pas biodrowym z miękkimi panelami po bokach, dzięki któremu ciężar plecaka rozkłada się nie tylko na ramionach i plecach, ale też na biodrach. Plecak jest też wyposażony w boczne paski kompresyjne, pas piersiowy z regulacją zaczepienia, itd. itd., ale jeszcze nie bawiłam się w ich regulację. Plecy są delikatnie usztywnione, co też wpływa na wygodę jego używania. Plecak jest naprawdę pojemny, ma też dużo wygodnych kieszeni, myślę, że nie będziemy mieć problemu z pomieszczeniem naszego bagażu. Jedyne wątpliwości mam do jakości materiału, z którego plecak jest wykonany. Jest to Duraton Ripstop, który opisywany jest niby jako wodoodporny, ale to okaże się chyba tylko na miejscu. Plecak nie ma na wyposażeniu pokrowca przeciwdeszczowego, ale cóż, to chyba nie ten przedział cenowy. Plecak kosztował bowiem z przesyłką jedynie 100zł, co jeszcze zafundował nam na dobry początek podróży mój tata (Tatuś, jeśli to teraz czytasz, to ponownie dziękujemy! :***). Myślę, że się dobrze sprawdzi, a jeżeli nawet nie, to nie będzie nam bardzo żal, bo wydatek też był nieduży. Żałuję jedynie, że nie dokupiłam pokrowca, bo jedziemy na przełomie września i października, czyli pod koniec pory deszczowej, więc ryzyko napotkania na deszcz jest wciąż dość wysokie, ale mówi się trudno - będziemy sobie jakoś radzić ;)

Drugim zakupem były ręczniki szybkoschnące. Niby planujemy zatrzymywać się w hotelach i guesthousach, ale o ile w większości hoteli są one standardem, tak już w guesthousach czy beach hutach niekoniecznie. Poza tym warto też mieć swój ręcznik przy okazji plażingu (tego akurat za bardzo nie lubimy, ale wykąpać się w morzu lubimy). Tutaj decyzja była już łatwiejsza. Wybrałam ręczniki Fjorda Nansena w największym rozmiarze XL czyli 150x63,5cm, sztuk dwie. Jedynym dylematem okazał się rodzaj materiału, bo mamy do wyboru frotę, która jest o wiele milsza w dotyku i ultramikrowłókno, które z kolei jest lżejsze. Dla porównania ręcznik 120x60cm z ultramikrowłókna waży 170g, podczas gdy tej samej wielkości z froty 220g. Obydwa schną 3-krotnie szybciej niż ręczniki bawełniane i posiadają system zapobiegania namnażaniu się bakterii, czytaj powstawania brzydkiego zapachu. Opis i właściwości skłaniały mnie do zakupu ultramikrowłókna, choć o ostatecznej decyzji zawyrokował kontakt fizyczny :) Będąc niedawno w Egipcie na nurkowaniu dotknęłam ręcznik z tego materiału pana siedzącego obok. Kurde, jakie to nieprzyjemne w dotyku! Producent niby zapewnia wysoką chłonność tych ręczników, ale po ich dotknięciu po prostu w to nie wierzę. Ręcznik owszem był super lekki i cienki, ale też jakby... sztywny i właśnie niewchłaniający wody. Nie wyobrażam sobie wytrzeć się w coś takiego w gorący dzień na plaży. Faktura ręcznika z frotki jednak bardziej przypomina normalny milutki ręcznik, po który z przyjemnością się sięga. Jest też objęty 2-letnią gwarancją. Do naszego plecaka dorzuciliśmy więc 2 egzemplarze za 49,90zł sztuka:


Faktura froty z bliska

Następnie przyszła kolej na obuwie. Zamierzamy wziąć gumowe klapki do pokoju/basenu/na plażę i pod prysznic, sandały sportowe na szeroko pojęte zwiedzanie i buty trekkingowe na gorszy teren. Oboje mamy już buty do trekkingu, jednak są to Timberlandy, które są wygodne, ale cięęęężkie.. Poszukiwałam więc butów, w których nie będzie nam gorąco (a w Timberlandach oj byłoby było...), które będą wygodne od razu, a nie po dłuższym rozchodzeniu, które będą lekkie, bo będziemy też je nosić w plecaku oraz tanie, bo oprócz tego wyjazdu nie są one nam w zasadzie potrzebne. Zupełnie przypadkiem będąc kiedyś w sklepie sportowym trafiłam na wyprzedaż butów McKinley. Długo się nie zastanawiałam, bo nie są wysokie, więc nie będzie bardzo gorąco (co prawda węże zazwyczaj celują w kostki, ale miejmy nadzieję, że dla nas będą łaskawe), są naprawdę wygodne i miękkie w środku, mają dość twardą podeszwę i co najważniejsze - są super lekkie. Do tego cena 99,99zł za parę :D


Buty dla mnie
Dla Hasana

Po zrobieniu tych zakupów doczytałam na jednym z popularnych blogów podróżniczych, że warto zabrać ze sobą jeden a nawet dwa tzw. sekretne portfele na pasku, które zapina się wokół talii. Niezbyt lubię takie rzeczy, bo z doświadczenia wiem, że są niezbyt wygodne, jednak pomyślałam o naszych dziennych wypadach podczas gdy duży plecak trzeba będzie zostawić w hotelu, a ze sobą zabierzemy jedynie ten mniejszy. Jestem zdania, że z wszystkich toreb to chyba właśnie plecak jest najłatwiejszym łupem dla kieszonkowca, bo jest to torba, którą nosi się na plecach, a więc poza zasięgiem swojego wzroku. A jednak trzeba będzie mieć przy sobie portfel z niewielką sumą pieniędzy, kartę bankową i paszporty. Te dwa ostatnie chciałabym trzymać akurat nie w portfelu. Stąd dałam się skusić na sekretny portfel Pacsafe CoverSafe 25. Wydatek rzędu 65zł, w sumie nie dużo, choć potraktowałam go jako wydatek nie do końca niezbędny. Z wielką niecierpliwością czekałam na odbiór przesyłki, byłam ciekawa czy nie okaże się to jakimś bublem. Moje uwagi po odbiorze portfela: 1. jest na pewno starannie wykonany z bardzo dobrej jakości materiałów i nie będzie uwierał podczas noszenia bezpośrednio przy ciele. Wewnętrzna strona, która przylega do ciała, jest wykonana z nieprzemakalnego materiału, dzięki czemu zawartość portfela zabezpieczona jest przed naszym potem. 2) portfel jest na pewno bezpieczny, zamek jest dodatkowo przypinany zatrzaskiem i trzeba zadać sobie trochę trudu by się do niego dostać, 3) jest strasznie MAŁY. Producent w opisie produktu kwalifikuje go jako sekretny schowek na dokumenty lub pieniądze. I to w opisie rozmiaru 25 czyli 15,5x10,1cm. Pieniądze i owszem, karty też, ale z dokumentów to zmieści się tam chyba tylko polski dowód osobisty i prawo jazdy! Paszport wchodzi tylko do połowy. Fakt, że jest dostępny ten sam portfel w rozmiarze 100 czyli 27x14x0,75cm, ale uważam, że to już się robi torba! Tak jak 25-tkę można wygodnie nosić, tak już w 100-tce czułabym się jak kangur. Dlatego z tego zakupu jestem  na razie najmniej zadowolona. Zobaczymy potem do czego nam się przyda.

Sekretny portfel Pacsafe CoverSafe 25

Dalej postanowiliśmy zadbać o sprzęt elektroniczny, co by upewnić rodzicieli, że wciąż żyjemy i mamy się dobrze (inşallah!) oraz móc wzbogacić nasz blog o kolejne relacje. Laptop szybko wykreśliliśmy z listy, bo jesteśmy posiadaczami tych standardowych, które zajmują dużo miejsce i jeszcze więcej ważą. Postawiliśmy na nasz tablet, który jest super lekki, spełnia większość funkcji komputera i jest mały więc można go zawsze mieć w podręcznym plecaku bez drżenia o to co się z nim dzieje po zamknięciu hotelowych drzwi. Jedyną niedogodnością jest mały komfort pisania na takim sprzęcie, dlatego zdecydowaliśmy się dokupić klawiaturę bezprzewodową. Oczywiście tanią. Problem pojawił się, gdy w MediaMarkt uprzejmy pan uświadomił mnie, że mój tablet Samsung Galaxy 2 7.0 jest wyjątkowo niewdzięcznym sprzętem w tej kategorii, bo nie ma wejścia USB i przez to wszystkie klawiatury z przedziału do 150zł do niego nie pasują. Pasuje tylko ta oryginalna za jakieś 300. Nosz kurde. Problem rozwiązał mój niezawodny w tematach technicznych mąż (ja jestem antytalencie technologiczne) każąc mi kupić klawiaturę bezprzewodową działającą poprzez Bluetooth. Tak też zrobiłam. Całość prezentuje się naprawdę fajnie. W klawiaturze jest przygotowany specjalny rowek, w którym można ustawić tablet. Można nawet klawiaturkę złożyć razem z tabletem, klawiszami do ekranu, i tworzy się wówczas coś na kształt etui - zabezpieczenie ekranu. Sygnał wysyłany przez klawiaturę do tableta dociera bez opóźnienia. Piszę się może nie tak wygodnie jak na klasycznym komputerze, ale spokojnie można dać radę i myślę, że w zamian za lżejszy ciężar do noszenia - warto!



I na koniec - biblia wszystkich podróżników udających się w tamte strony:


Im więcej ją czytam, tym bardziej mi smutno, że tyle miejsc nie będziemy w stanie tym razem zobaczyć :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz mile widziany! :)