Jesteśmy w Katarze, czekamy na samolot do Bangkoku więc mam trochę czasu by uwiecznic nasz kròtki acz sentymentalny przystanek w Stambule. Ale najpierw o wyjeździe z Akyaki.
Podróż rozpoczelismy zgodnie z planem. Po pozegnaniu z naszą turecką rodziną wsiedliśmy do nocnego autobusu do Stambułu. Podròż miała trwać 12h, ale oczywiście nie obyło się bez przygód. Tureckie autobusy międzymiastowe są niezwykle wygodne o czym napiszè kiedyś osobny post w osobnym rozdziale o Turcji, jeżeli nasz ambitny plan kontynuowania bloga nie zostanie zaniedbany. Podróż mijała nam całkiem miło, obejrzeliśmy film, posłuchalismy muzyki, aź w końcu dopadło nas zmęczenie i troche nam się przysnęło. Gdy się obudziłam Hasan jeszcze smacznie sobie spał i nie minęła minuta gdy autobus ostro zahamował. Zdążyłam złapać bezwładnego Hasana by z błogich objęć Morfeusza nie wpadł prosto na fotel przed nami. Słychać było tylko pisk opon, wszyscy zamarli w oczekiwaniu na to czy będzie trzask czy nie będzie. Był.
Turcy to panikarze, o tym też innym razem. Wszyscy zaczęli wykrzykiwać coś na swój sposób, by następnie rzucić się do okien. W kompletnej ciemności na środku dwupasmowej ekspresówki leżał w kałuży krwi drugi uczestnik naszej kolizji. Motocyklista. Gdy zobaczyliśmy go przez okno to trudno było uwierzyć, źe jeszcze może żyć. Wiele osob wysiadlo z autobusu by podświetlić leżącego telefonami komórkowymi co by inne pędzące samochody nie zmasakrowały go na dobre. Po kilkunastu minutach facet zabrał ambulans, a my zostaliśmy zapuszkowani w autobusie w oczekiwaniu na nie wiadomo co. Czekanie urozmaicaly relacje pasażeròw, każdy chciał przedstawić swoją wersję wydarzeń. Dzięki temu od tych najbardziej ciekawskich, którzy nie odstępowali lekarzy i policjantów na krok, dowiedzieliśm się, że nieszczęśnik był pod wpływem alkoholu, nie miał prawa jazdy, a motocykl którym jechał był bez tablicy rejestracyjnej :) Po około godzinie przyjechał inny autobus, do którego musieliśmy sie przesiąść. W autobusie tym nie było miejsca dla wszystkich. Dojechaliśmy nim do najbliższego serwisu, czyli miejsca do odpoczynku. Tam też spędziliśmy kolejne godziny. Nie wiem dokladnie ile bo w końcu padłam z glową na stoliku. Hasan obudził mnie kiedy już świtało a nasz autobus podjechał na parking. Przypuszczamy, że w związku z rozbitym reflektorem policja pozwoliła na kontynuację podróży dopiero po świcie. Dalsza część podróźy minęła spokojnie. Podczas przeprawy promem przez zatokę tuż przed Stambułem (to moja ulubiona część tej trasy) odkryliśmy z zaskoczeniem jaka musiała być siła tej stłuczki. Autobus wyglądał tak:
A to inne zdjęcia z promu:
Do naszych znajomych, u których mieliśmy nocować dotarliśmy z dużym opòźnieniem. Mimo to, czekali na nas z pysznym śniadankiem. Resztę dnia spędziliśmy na spacerowaniu po Stambule i odwiedzaniu starych kątòw. Wieczorem, po krótkim piwkowaniu i planowaniu kolejnych wspòlnych podróży padliśmy ze zmęczenia. Następnego dnia rano, nasz przyjaciel Oguz odprowadzil nas na przystanek autobusowy by życzyć nam szczęśliwej podròży i smacznych robali. Oguz, dziękujemy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz mile widziany! :)