Biuro podróży z Ao Nang załatwiło nam dojazd do Trang, gdzie zostaliśmy przejęci przez grubaśnego tuktukowca i wyrzuceni pod drzwiami innego biura skąd mieliśmy kupić bilety na wyspę Koh Mook. Nie bardzo jeszcze zorientowani w Trang, tak też zrobiliśmy. Podczas czekania na busa strasznie się rozpadało. Te deszcze tutaj są naprawdę niesamowite. Świeci słońce i nagle nadchodzą chmury. Ni stąd ni z owąs jak nie walnie ulewą, ale taką ekstremalną. Określenie 'leje jak z cebra' jest za delikatne. To po prostu ściana wody. I tak też nasz transport na prom znacznie się opóźnił.
poniedziałek, 30 września 2013
Pożegnanie z Ao Nang
Ojj, jak nam się spodobało w Ao Nang. Gdybym planowała naszą podróż jeszcze raz, zamiast Koh Samui od razu przyjechalibyśmy do prowincji Krabi. Jest tu morze, słychać fale, ludzie częściej się uśmiechają i nie ma takiego polowania na oskubanie białasów z ostatniego dolca. Drugiego dnia w Ao Nang pojechaliśmy na wycieczkę na wyspy Phi Phi. Ostatecznie impreza kosztowala nas 900B/os. Grupa była wesoła, turyści z Singapuru, grupa zabawnych Chińczyków w identycznych koszulkach, którzy straszyli wszystkich kłębami kłaków spod pach, Niemcy, Amerykanie i para Marokańczyków z Holandii na miesiącu miodowym :) Gdy ci ostatni przyznali się do miesiąca miodowego mieli przerąbane do końca wycieczki.
piątek, 27 września 2013
Jesteśmy w raju
Od dzisiejszego południa jesteśmy w prowincji Krabi, w Ao Nang. O 6:30 rano zaladowaliśmy się na pick up z Koh Samui, pożegnaliśmy bez większego żalu z wyspą i przejechaliśmy ze wschodniego wybrzeża Tajlandii na zachodnie. Przejazd kosztował nas 450B/os. - najtańsza opcja na wyspie i co najśmieszniejsze wszyscy ci, którzy wykupili przejazd za 450B, 500 czy 550 trafiają w końcu na ten sam prom i do tego samego autobusu. Milo nam, że tym razem jesteśmy w grupie tych sprytniejszych :) Droga z Surat Thani do Krabi wiodła w większości przez dżunglę. Rany, jaka ona jest fajna!
czwartek, 26 września 2013
Życie na Koh Samui
Jutro rano wyjeżdżamy z niebiańskiej wyspy, czas więc by ją podsumować :) Na Koh Samui dotarliśmy wczoraj rano po mimo wszystko dość męczacej podróży. Mnie się udało trochę przysnąć w naszym VIP autobusie, ale Hasanowi już nie. Poza tym do vipowskiego busa wsiedliśmy po całodniowym bieganiu po Bangkoku, jechalismy cała noc, a potem w pelnym porannym słońcu przeprawialiśmy się promem więc po dotarciu na wyspę byliśmy w lekkiej traumie sanitarno-higienicznej. Dodatkowo mieliśmy maly problem ze znalezieniem naszego hotelu. Nasza radość po dotarciu na miejsce nie miała końca.
środa, 25 września 2013
Drugi dzień w BKK i wyprawa na południe
Drugi dzień w Bangkoku spędziliśmy na wyrównywaniu rachunków z tajskimi oszustami. Ponieważ daliśmy się wmanewrować w nie do końca korzystny dla nas transport na Koh Samui (czyli wyjazd z BKK o 17:00 z miejsca położonego daleko od naszego hotelu) musieliśmy zweryfikować nasze plany. Zamiast całodniowego zwiedzania Grand Palace zarzuciliśmy sobie na plecy cały nasz dobytek i załadowaliśmy się na pokład łodzi. Kierunek farma węży.
Pierwszy dzien w Tajlandii
Poruszanie się po lotnisku w Bangkoku nie jest trudne. Z łatwością przeszliśmy przez kontrolę paszportową i odszukaliśmy nasz plecak - ku naszej radości nie został w Katarze. Następnym etapem (tym wymarzonym) było znalezienie autobusu AE2, który z lotniska miał nas zawieźć na Khaosan Rd. Niestety na lotnisku zabrakło informacji o autobusach miejskich, kierunek był tylko na metro, o którym teraz już wiemy, że zawiozłoby nas do centrum, ale wówczas zmęczeni całą dobą podróży zabraklo nam sił na dalsze poszukiwania. Całkowicie ich zaprzestaliśmy gdy wreszcie udało nam się znaleźć kogoś mówiącego, a nie udającego że mówi po angielsku i dowiedzieliśmy się, że autobus ten nie kursuje od 2 lat. Oops.
Katarska przygoda
Na lotnisko dotarliśmy transportem mieszanym. Strasznie byliśmy ciekawi Qatar Airways bo słyszeliśmy bardzo różne opinie. Zgodnie jednak stwierdzamy, że linie te są naprawdę komfortowe. Trudno powiedzieć czy zasługują na miano jedynych na świecie linii 5gwiazdkowych, ale podróż nimi to dosłownie przyjemność. Do Kataru lecieliśmy Airbusem 330, który w porównaniu do naszych charterów, którymi zazwyczaj latamy na trasie Turcja-Polska, jest po prostu kolosem.
poniedziałek, 23 września 2013
Stambuł sentymentalnie
Jesteśmy w Katarze, czekamy na samolot do Bangkoku więc mam trochę czasu by uwiecznic nasz kròtki acz sentymentalny przystanek w Stambule. Ale najpierw o wyjeździe z Akyaki.
Podróż rozpoczelismy zgodnie z planem. Po pozegnaniu z naszą turecką rodziną wsiedliśmy do nocnego autobusu do Stambułu. Podròż miała trwać 12h, ale oczywiście nie obyło się bez przygód. Tureckie autobusy międzymiastowe są niezwykle wygodne o czym napiszè kiedyś osobny post w osobnym rozdziale o Turcji, jeżeli nasz ambitny plan kontynuowania bloga nie zostanie zaniedbany. Podróż mijała nam całkiem miło, obejrzeliśmy film, posłuchalismy muzyki, aź w końcu dopadło nas zmęczenie i troche nam się przysnęło. Gdy się obudziłam Hasan jeszcze smacznie sobie spał i nie minęła minuta gdy autobus ostro zahamował. Zdążyłam złapać bezwładnego Hasana by z błogich objęć Morfeusza nie wpadł prosto na fotel przed nami. Słychać było tylko pisk opon, wszyscy zamarli w oczekiwaniu na to czy będzie trzask czy nie będzie. Był.
Podróż rozpoczelismy zgodnie z planem. Po pozegnaniu z naszą turecką rodziną wsiedliśmy do nocnego autobusu do Stambułu. Podròż miała trwać 12h, ale oczywiście nie obyło się bez przygód. Tureckie autobusy międzymiastowe są niezwykle wygodne o czym napiszè kiedyś osobny post w osobnym rozdziale o Turcji, jeżeli nasz ambitny plan kontynuowania bloga nie zostanie zaniedbany. Podróż mijała nam całkiem miło, obejrzeliśmy film, posłuchalismy muzyki, aź w końcu dopadło nas zmęczenie i troche nam się przysnęło. Gdy się obudziłam Hasan jeszcze smacznie sobie spał i nie minęła minuta gdy autobus ostro zahamował. Zdążyłam złapać bezwładnego Hasana by z błogich objęć Morfeusza nie wpadł prosto na fotel przed nami. Słychać było tylko pisk opon, wszyscy zamarli w oczekiwaniu na to czy będzie trzask czy nie będzie. Był.
piątek, 20 września 2013
Pierwszy krok
Za godzinę rozpoczynamy pierwszy etap podróży - 12 godzinna jazda do Stambułu, naszego jeszcze niedawnego miejsca zamieszkania. W Stambule zatrzymujemy się u znajomych, wylot do Bangkoku mamy w niedzielę o 13:30.
Walizki spakowane, pieniądze policzone, paszporty posprawdzane milion razy, rezerwacje i bilety wydrukowane.
Jedziemy!!!
sobota, 14 września 2013
Myszką po mapie
Przede mną kolejny i już ostatni (yuhuuu) dzień czekania na powrót męża, więc miło jest zabić kilkadziesiąt minut pisaniem nowego posta. Nasze przygotowania można już chyba uznać za zakończone, pozostaje już tylko kupić bilety do Stambułu (jestem teraz w Akyace, w pobliżu Marmaris, na południu Turcji) i spakować walizki. A, i odebrać męża :) Dlatego, ku pamięci, opiszę teraz nasz plan wyjazdu. Nie wiem na ile uda nam się go zrealizować. Do planu mamy dość luźne podejście, rezerwacji mamy niewiele, głównie nastawiamy się na szukanie noclegu na miejscu. Plan przedstawiam w najbardziej ambitnej wersji, tak by w razie nudów można było szybko coś z niego wybrać.
piątek, 13 września 2013
Słowo o wredocie linii lotniczych
Z racji, iż dzisiaj mam dużo czasu mogę sobie pozwolić na luksus pisania dwóch postów na dzień :D
Jak już pisałam, od wczoraj jestem w Turcji. Ostatni tydzień w Polsce był okropnie zabiegany, ale ostatecznie udało mi się pożegnać raz na zawsze ze studiami (4. obrona potrafi człowieka wykończyć), wynająć 1 z 2 mieszkań i spędzić ostatnie chwile z rodziną ( :* ). Uważam, że małżeństwa mieszane to naprawdę super sprawa, ale mają jedną podstawową wadę: ciągłe pożegnania, albo z polską częścią rodziny, albo z turecką, a każda bliska sercu.
Przez cały pobyt w Polsce martwiłam się powrotem do Turcji, bo wszystkie zakupy związane z naszym wyjazdem zrobiłam w kraju (w Turcji sprzęt turystyczny jest trudno dostępny w internecie i o wiele droższy niż w Polsce), kupiłam też mniejszą walizkę dla nas z tych porządniejszych, bo mieliśmy tylko moją ogromną, do której mój mąż nie pała wielką sympatią gdy przychodzi do krótkich wyjazdów w samej Turcji.
Przygotowania cz. 3 czyli zakupy przed podróżą
Od wczoraj jestem już w Turcji, skąd zamierzam odebrać męża w dalszą podróż. Mam więc czas by trochę ponadrabiać blogowe pisanie. Od razu ostrzegam, że post będzie przydługawy i będzie opisem paru rzeczy, które kupiliśmy na poczet naszej wyprawy. Zaznaczam, że nie współpracuję z żadną firmą, której produkty zostaną tutaj przedstawione, a ich opis jest moją subiektywną opinią.
Subskrybuj:
Posty (Atom)