Siedzę właśnie w super wygodnym autobusie do Cameron Highlands, Hasan przysypia więc jest chwila by dopisać co nieco o Penang. Kobitka z biura w Trang ostrzegła nas, że będziemy musieli przenocować w Penang na granicy. Tak więc utrwaliło nam się, że to miasto graniczne pomiędzy Tajlandią i Malezją. Będąc przez cały czas w podróży nie mieliśmy okazji sprawdzić w internecie gdzie to dokładnie jest. Siedząc już w minivanie do Penang mogliśmy dopiero otworzyć nawigację i zlokalizować to miejsce. Penang jest już w sporej odległości za granicą, ok. 3h drogi non stop autostradami (nasz kierowca zasuwał średnio 140km/h). Kierowca obiecał nam, że zawiezie nas do guesthousu swojego biura, a jeśli nie będzie nam pasowało to podwiezie nas do centrum turystycznego. W GPS widzieliśmy, że Penang to duże miasto nadmorskie ze sporą wyspą połączoną z resztą miasta dwoma dłuuugimi mostami, na której jest większość wypasionych hoteli. Kierowca zawiozł nas na nią. Wjechaliśmy w jakieś Chinatown Penangu, ucieszyłam się na widok białych twarzy. Niestety przejechaliśmy te najfajniejsze ulice i zatrzymaliśmy się pod Banana Guesthouse.
Pokój taki sobie, ale 120ringittow za noc, łazienka z prysznicem nad kibelkiem i bezczelny napis w recepcji 'No free wi-fi'. To już niemiłe. Dlatego postanowiliśmy posprawdzać inne adresy. Niestety w ciemności nie jest to takie proste. Dreszczyk emocji zwiększali bezdomni i prostytutki w ciemnych bramach. Jak dobrze, że znaleźliśmy nasz Oriental Hotel. Choć i w nim bym nie została gdyby nie sympatyczne dziadki w recepcji. Hotel jakieś 30lat temu był na pewno jednym z najlepszych w Penang, teraz jednak jest mocno podstarzałym ogromnym klockiem. To wieżowiec, my mieliśmy pokój na 8 piętrze. Pokój był spory, z łazienką i z darmowym internetem. No, to rozumiem. I cena niższa niż w napotkanych przez nas guesthousach. Jedynym minusem były dwa łóżka pojedyncze, ale jakoś przeżyjemy ten dyskomfort ;) Szybko zostawiliśmy plecaki i poszliśmy wypłacić pieniądze i coś zjeść. Penang straszy nocą. W GPS widzieliśmy, że jesteśmy bardzo blisko morza, ale za żadne skarby nie poszlibyśmy tam w ciemności. Weszliśmy do jakiejś muzułmańskiej knajpki. Strzelaliśmy trochę z wyborem menu bo i tak nic z niego nie rozumieliśmy. Jedzenie było naprawdę smaczne. Hasanowi trafił się talerz ryżu i kawał kurczaka w sosie curry. Ja dostałam rodzaj grubego naleśnika z cebulą i wołowiną w środku i do tego trzy sosy, z czego jeden pyszny. Za dwa ogromne dania i napoje zapłaciliśmy 12ringittow. Niespodzianką byli tylko inni klienci. Otóż wszyscy (w s z y s c y) wcinali swoje dania (ryż, curry, mięso, warzywka, zupy też) ręką. Z trzech palców robili taką niby łyżeczkę i jazda po talerzu. Oh, niezapomniany widok. Potem wróciliśmy do naszego hotelu i uderzył w nas chłód jak z zamrażarki w pokoju. Szukamy wyłącznika klimatyzacji - nie ma. Dzwonimy do recepcji, kaźą zadzwonić do serwisu technicznego. Tam facet mówi, że do nas idzie. Klimatyzacja była wbudowana w ścianę, więc wystawaly tylko kratki. Facet staje obok nas, wzostem sięga mi trochę powyżej pasa. Pokazuje Hasanowi, żeby wszedł na fotel. Okazuje się, że klimatyzację zamyka się manualnie przesuwając metalowe płytki schowane w ścianie. Kratki zasunięte to nie wieje. Proste?Proste :) Niestety pokój jest okropnie wychłodzony. Wszędzie poprzyklejane są instrukcje by zamykać drzwi na klucz, na zasuwkę i na łańcuszek i żeby absolutnie nie otwierać okien. Rany, czego oni się tak boją. Włos jeży nam się na karku. Śpimy jednak w jednym łóżku co by się nawzajem ogrzać, w skarpetkach i polarach pod dwoma kołdrami i kocami. Rano wcale nie jesteśmy spoceni. O 7:45 stawiamy się w recepcji na nasz transport do Cameron Highlands. Jesteśmy przerzucani z minibusa do autobusu i jeszcze jednego autobusu. Wchodząc do tego ostatniego pytamy beztrosko jak długo będziemy jechać - 6h. Hę????!!! Na mapie to tak niewielka odległość! Autobus zatrzymuje się jednak na dworcach i dość długo czeka. Mamy więc chyba swoje wytłumaczenie. Jedzie z nami para sympatycznych Niemców, trzymamy się razem :) No to do zobaczenia na zielonych polach Cameron!
PS. Zdjęć z Penang zasadniczo nie ma, bo bałam się wyciągnąć aparat z torby :]
Penang nocą |
Widok z naszego pokoju w Oriental Hotel |
Beef murtabak - pychotka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz mile widziany! :)