niedziela, 6 października 2013

Planeta Kambodża

Chcieliśmy przygód no to mamy. Kambodża spełnia te nasze zachcianki od pierwszych chwil gdy ujrzelismy kambodżańską ziemię. O 5 rano na wpół przytomni opuściliśmy wyjątkowo nieprzyjazny swoim gościom hotel z sieci Tune na lotnisku w KL (ręcznik za dodatkową opłatą, klima na 12h, serwis na lotnisku czyli jakieś 600m. płatny i odliczanie co do sekundy ile czasu zostalo do zakończenia hotelowej doby) by doczłapać się do samolotu AirAsia lecacego do Siem Reap. Samolot ciasny, a pasażerowie rozgadani, roześmiani na całego. Na szczęście szybko zostalo podane śniadanie, a wiec rozgadane paszcze zapchali sobie porcją ryżu, a nam się wtedy udało przysnąć. 2godzinny lot szybko minął i już podchodzimy do lądowania. Po przebiciu sie przez 2 warstwy chmur, wreszcie widzimy Kambodżę. Ale co to takie dziwne jakieś... pelno malutkich, maciupeńkich ciemnych plamek na tle rozległych jak okiem sięgnąć nizin. Hmm... no to jesteśmy nad morzem, a plamki to wyspy - stwierdzamy. Im bardziej jednak zbliżamy się ziemi, tym więcej tych plamek sie pojawia. A te niziny jakieś takie połyskliwe się robią... Patrzymy i patrzymy aż Hasan wypowiada słowa jak wyrok: to sa zalane pola, a te plamki to krzaki i czubki drzew. O k*** :]
Morze wdarlo się tak głeboko do Kambodzy, że linii brzegowej w ogóle nie ma, a co gorsze jesteśmy juz nad Siem Reap a tu wszędzie woda. Lądujemy na pasie startowym na środku powstałego jeziora, bo zaraz za jego krawężnikami zaczyna się beżowe bajoro. No zaczyna się ciekawie :) Szybko idziemy do kontroli paszportowej ale przed tym czeka nas zalatwianie oslawionej wizy kambodżańskiej. Naczytalam się o niej tyle różnych historii (że strażnicy naciągają na łapówki, ze strasznie wypytują, ze chcą zobaczyc bilet powrotny /my takiego nie mamy :]]]/ itd.) że wyobraznia działa mi na najwyższych obrotach. A tymczasem wchodzimy do całkiem ladnego budynku w ichniejszym orientalnym stylu, gdzie uśmiechnięty strażnik daje nam formularze wizowe. Te szybko wypelniamy, dołączamy zdjęcia i ustawiamy się w kolejce. Kontrola wyglada tak, że przez całe pomieszczenie ciągnie się dlugie drewniane biurko (bez szyb) za którym siedzą straznicy. Klimat jak komisja na egzaminie. Podchodzimy do pana najbardziej na lewo. zabiera nam paszporty i kieruje nas do pana obok, ktory kasuje od nas po 20$. Dalej mamy odejść i czekać. Nasze paszporty są sobie przekazywane z rąk do rąk przez strażników, az w końcu pan z prawego końca woła nas po ich odbior. Poszło tak latwo, że łatwiej już nie mogło. w super humorach szybko wymieniamy trochę gotówki na riele i wychodzimy z lotniska. Tu czeka na nas pick up z hotelu. Facet prowadzi nas do rikszy. Tym razem jest to motor z przyczepioną z tyłu osobną zadaszoną przyczepka. Wsiadamy  i mkniemy w strone hotelu. A po drodze... co za widoki! Ulice są podtopione na maksa, poza nimi jest już regularne bajoro. Lokalesi lowią w nich ryby, a dzieciaki się kąpia. Samochodow jest bardzo niewiele, głownie na ulicach widać motory, ktore poruszaja sie tylko wg im samym znanych zasad. Przeciętna ilość pasazerów na motorze to sztuk 3,5. Trzech doroslych mieści się bez trudu, a jak są dzieci to może być ich trzech i mama z tatą. Szczyt naszego zdziwienia następuje gdy widzimy kolesia na motorze z przerzuconymi przez kolana zwlokami krowy z odrąbanym łbem. Gdy w końcu dojeżdżamy do hotelu mamy niemały mętlik w glowach po nowoczesnym KL. Tutaj z kolei jestesmy witani jak krezusy. Wychodzi po nas manager, dziewczyna z recepcji kłania się w pas, inna przynosi soczek do picia. Check in jest od 14:00, my jestesmy na miejscu o 9:00, a dziewczyna z recepcji drżącym glosem przeprasza nas, że nasz pokój dopiero jest sprzaatany i czy moglibyśmy poczekać 30min.Jezu, co za zmiany. Idziemy troche posiedzieć przy basenie i zjadamy śniadanko. Hotel jest naprawdę świetny, o czym przekonujemy się jeszcze bardziej gdy wchodzimy do pokoju - duży, świetnie wyposażony, z dużym balkonem, klimatyzacją, normalym prysznicem i kawką/herbatką oraz pełnym barkiem. Cena? 50 dolców za 2 noce. Tak, od 2 osób :D Troche się ogarniamy i pytamy dziewczyny w recepcji o jezioro Tonle Sap, które chcielibyśmy dziś zobaczyć. Ta coś wspomina o wodzie do kolan. Hasan jest przestraszony powodzią i w końcu zasypia, ja grzebię i grzebię w internecie co by tu na to wszystko poradzić. Według początkowego planu mielismy nad to jezioro dojechać rikszą i tam dołączyć do jakiejś wycieczki. Tylko, ze ja nie umiem ocenić czy ta woda dookola to już jest sytuacja niebezpieczna czy nie. Znajduję informacje o polecanym biurze Tara Riverboats. Hasan troche marudzi, że się upieram, ale ja chcę dobrze spozytkowac ten krótki czas w Kambodży. Wypytujemy dziewczynę z recepcji jeszcze raz, ta twierdzi, że jest woda ale niebezpiecznie nie jest, że można jechać. Od razu dzwoni do wspomnianego przeze mnie biura by dowiedzieć się szczegoły. Jedna wycieczka juź pojechala rano, ale jest jeszcze impreza ''zachód słońca nad Tonle Sap'' ktora zaczyna się o 15:30. Koszt 33$. Jedziemy! Czas oczekiwania wykorzystujemy na wymianę dodatkowej kasy i kąpiel w basenie. Calkiem punktualnie jak na dalekowschodnie zwyczaje jesteśmy odebrani z hotelu przez wesołego Kmera, całkiem nieżle mowiacego po angielsku. Odbieramy jeszcze dwa starsze malzenstwa z Australii i grupkę brytyjskich nauczycieli, którzy caaaały czas rozprawiają o zagadnieniach nowoczesnej socjologii. Miodzio. Mr. Tea (nasz przewodnik) tłumaczy nam, że woda to tu normalna sprawa o tej porze roku i nie ma się czego bać. Powoli kierujemy się w stronę jeziora. Gdy tylko konczy sie centrum Siem Reap, kończy się też asfaltowa droga. A to co widzimy po bokach w głowach się nie mieści. Na zatopionych polach ludzie łowia ryby, dzieciaki na golasa taplają się w błocie, riksze i motory rozjezdzają rozmokłą i pełną dziur drogę. Im bliżej jeziora tym większe tłumy. Okazuje się, że sami Kmerzy też lubią odpoczywac nad jeziorem co w ich wydaniu oznacza przesiadywanie w bambusowych chatkach na palach zaraz przy drodze gdzie ''piknikują'', czyli zajadają sie wężami i szczurami z grilla.  Gdybym tylko mogla zdjęć natrzaskalabym z tysiąc ale własnie rozpoczęła się monsunowa ulewa. Hasanowi rzednie mina :) Deszcz konczy się gdy wsiadamy na łódź. Tonle Sap jest ogromne i bezowe. Pływaja po nim większe i mniejsze skupiska krzaczorów, czyli jak się domyślamy nasze ''wysepki'' które widzieliśmy z samolotu. Nagle pod naszą łódź podpływa malutka lódeczka z dwoma chłopcami w wieku ok.7lat. Pozuja nam do zdjęć, a potem jeden z nich ruchem zwinnej żaby wskakuje na nasz pokład ze skrzynką coca-coli i innych zachodnich frykasów, ktore probuje nas opchnąć. Gdy opuszcza nas pokład lzejszy o 1 puszkę, wystarczą 2 min. by z wielkim rykiem silnika podpłynęła do nas gruba Kmerka z malutką córeczką na kolanach (ktorej w ogole nie trzyma) balansującą nad wodą i pokazuje na ok. 4letniego chlopca siedzącego na samym skraju lódeczki. A ten... o zgrozo! Trzyma owiniętego mu na szyji długiego weza!!! Jezzu... Oczywiscie krzyczy ''Photo 1 dollar''. Zaczynamy już się obawiać co następnie może do nas podpłynąć. Zblizamy sie już jednak do pływajacej wioski. Czyli pływających po tym brudnym jeziorze domków, szkoly, a nawet kościoła katolickiego. Gdy wysiadamy na pokład czegoś pelniącego funkcję knajpki, biblioteki, muzeum i zoo od razu jesteśmy kierowani do klatek zatopionych w wodzie, w których siedzą ok. metrowe krokodyle. Większą atrakcja są jednak lokalesi. Niektóre dzieci pływają w metalowych miskach z wężami w ramionach. Inne pływaja w beżowej wodzie. Ktoś tam w tej wodzie myje naczynia. W domku obok rodzina zjada kolacje. Obok ktos śpi w hamaku. W następnym domku dzieci bujają się na bujawkach na tarasie. Można ich oglądać i oglądać choć staram sie trochę poskromić swoją ciekawość. Wioska jest niezwykle interesująca, ale zdaję sobie sprawę, ze wlazimy w buciorach w ich prywatnosć. Codziennie dwa razy przyjeżdża d o nich grupa turystów, którzy wciąż ich fotografują. Jak śpią, jedzą, gotują, itd. To takie ludzkie zoo, ale cholerka.. ciekawe jak diabli :] Staram sie wiec robic zdjecia tak by nie wlazić im z obiektywem w twarz. Po długim postoju w wiosce płyniemy dalej w Tonle Sap do przycumowanego dużego statku naszej firmy turystycznej gdzie mamy lunch. Każdy może sobie coś zamówic z menu. Hasan bierze rybe i frytki, ja curry z wieprzowina. Jedzonko nam przygotowują, a my rozkładamy się na hamakach z piwkiem Angkor w ręce i podziwiamy zachod słonca. Jest pięknie. Dla takich chwil warto żyć i pokonywać te tysiące kilometrów. Gdy zapada już zmrok podane zostaje jedzenie. Jest smacznie i ostro a w dodatku kompletnie ciemno bo na łodzi wysiadł generator :) Piwka uderzają nam do głów i mamy szampańskie humory. Wycieczka kończy sie w absolutnej ciemnosci, nie wiem jak nasz kapitan lawiruje pomiędzy domkami na wodzie bo w wiosce nie ma prądu. Jakos dopływamy do brzegu i dalej kontynuujemy drogę minibusem po kambodzanskich wybojach. W pewnym momencie widzimy przed nami na kompletnym wygwizdowie w błocie i kaluzach ciągnik z przeczepą na ktorej po małpiemu podskakują kmerskie nastolatki z opuszczonymi spodniami i golymi klatami. Mają glosniki i muzę podkrecona na calego. Pytamy przewodnika o co kaman. A on, ze ci tu to się cieszaą bo własnie skonczyli zbiory ryżu :D:d:
No, tak wyglądał nasz pierwszy dzien w Kambodzy. Po Malezji to dla nas jak nowa planeta. Ekstremalnie ciekawe i zupelnie inna. Już załujemy, ze nie możemy spędzic tutaj więcej czasu...
Jutro zwiedzamy Angkor Wat. Yuhuu!!!

Podejście do klienta hoteli sieci Tune w całej okazałości

By poczuć się jak milioner w Kambodży wystarczy wymienić 50 euro :)

Ulewa nad Tonle Sap zmierza w naszą stronę... :>

Pływające sklepy



Krokodylki :)




Dzieło naszych misjonarzy - pływający kościół






To zdjęcie to przypadek, za które też wołano na nas o dolce :)






2 komentarze:

  1. Ehh, szkoda, że trafiliście na taką aurę na miejscu, ale najważniejsze, że miejscowa ludność nie panikuje (w przeciwnym razie bym się o Was bała). Oby udało Wam się jak najwięcej zobaczyć, mimo podtopień ;-) Buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla miejscowych to normalka, a i my przywykliśmy już do widoku wszechobecnej bezowej wody :)

      Usuń

Każdy komentarz mile widziany! :)