sobota, 5 października 2013

Kuala Lumpur od którego boli szyja

Od wczoraj jesteśmy w Kuala Lumpur. Jezzu co to za miasto! Przede wszystkim pogoda. Już w drodze z naszego ukochanego Cameron Highlands podczas przystanku Hasan pobiegł po coś do picia. Ja sobie grzecznie siedzę w autobusie w polarku, bo klima oczywiście rozszalała na całego. Nagle Hasan wraca czerwony na twarzy i dyszy, że ... gorąco! Łe Jezu, no tego jeszcze nie było :) Gdy wysiadamy na dworcu KLSentral w twarz bucha mi taki gorąc, że aż kręci mi się w głowie. I nie jest to taki zwyczajny upał. To jest rozżarzone na maksa powietrza zakleszczone pomiędzy wielopoziomowym betonem miasta mołocha. I do tego wilgoć niepojęta. W mgnieniu oka wyskakuję z polara i wpycham go głęboko do plecaka. Takie powietrze człowieka oblepia, sprawia że się zalewamy potem i kleimy. Fuj. Już marzę o prysznicu. Zaraz po ogarnięciu kierunków w mieście ruszamy na poszukiwania hotelu.
Te nie trwały długo i po ok. 20min jesteśmy już w hotelu Joy Inn jakieś 500m od głównego węzła komunikacyjnego miasta. No, o to chodziło! Bo Kuala Lumpur jest ogromne, ale poruszanie się po nim nie jest trudne, bo środki transportu publicznego są tak dobrze przemyślane, że odległości rzędu 50km pokonuje się tutaj w 20min. Po dojściu do siebie po pierwszym starciu z tutejszą aurą ruszamy na miasto. Kierunek: Petaling Street, czyli mekka podróbek wszelkiego rodzaju. Okazuje się, że jest o rzut beretem od naszego hotelu, więc buszujemy po budach podziwiając Rolexy, Cartiery, Timberlandy, torebki i okulary wiadomo jakie a wszystko w budżecie nieprzekraczającym 10$. Co za cuda tam nie mają, tego nie da się opisać. Petaling jest do tego opanowany przez Chińczyków, ktorzy pomiędzy telefony a torebki wciskają jeszcze stoiska ze swoim śmierdzącym żarełkiem, wrażenia są więc niezapomniane :) Do hotelu wracamy w y k o ń c z e n i. Kuala Lumpur to wymagająca bestia. My poruszamy się po nim głównie Monorailem, czyli takim tramwajem jeżdżącym po torach nad miastem, a więc nie stojącym w korkach. Jadąc takim wynalazkiem można sobie pooglądać miasto z trochę innej perspektywy. Bo chodząc jego ulicami człowieka aż boli szyja od ciągłego zadzierania głowy by ogarnąć wzrokiem wszystkie te wieżowce, których jest tu setki, tysiące. Z tymi najwyższymi postanowiliśmy się zmierzyć następnego dnia, czyli dzisiaj :) Umówiliśmy się z recepcjonistą, że zostawimy nasz plecak w hotelu bo dźwiganie go cały dzień w taki upał to byłoby samobójstwo. Dalej kierunek obraliśmy na Menara Tower, czyli obecnie 4. najwyższą wieżę na świecie. Wieża na mnie nie zrobiła aż takiego wrażenia, ale lokalni wykorzystują jej potencjał ma maksa. Oprocz samej wieży z dwoma platformami widokowymi (wjazd na niższą 49ringitow od osoby, na wyższą o 4 piętra platformę - 99ringittow od osoby), jest tu kino 6D, zoo, akwarium, przejażdżki kucykiem Pony i symulator F1. Bilety sprzedają głownie kombinowane z jedną z tych atrakcji. Gdy tylko zbliżyliśmy się do wieży podskoczył do nas lokales z obsługi który zanim się obejrzeliśmy juz prowadzil nas do kas. Nauczeni jednak doświadczeniem, że taka nadgorliwość niczego dobrego nie wróży szybko podziękowaliśmy mu za pomoc. Potem przyjrzeliśmy się tym innym ''atrakcjom'' i stwierdziliśmy, że to tylko nabijanie ludzi w butelkę i kupiliśmy sam wjazd na nizszą platformę. Tam ludzi wpuszczają grupkami. A, bym zapomniała. Przed wejsciem do windy jeszcze pamiątkowe zdjęcie, ktore potem probują opchnąć przed wyjściem :] winda super szybka. O wysokości na którą się wjeżdza, szybko przypominają uszy reagujące na gwałtowną zmianę cisnienia. A potem drzwi się otwierają i widać całe KL z Petronas Twin Towers na czele. Na platformie są porozstawiane lornetki, z których widać ludzi kąpiących się w basenach na dachach wieżowców a nawet jaskinie Batu za KL. Poza tym są sklepiki z zegarkami, breloczkami i t-shirtami 'i luv KL' na ktore rzucają się chińskie wycieczki szkolne dzieci w takich samych czapeczkach :] Po Menarze obraliśmy kierunek na stare i poczciwe Petronasy. Kurde, jakie one robią wrażenie. Menara może być wyższa, ale to Petronas Twin Towers są symbolem Kuala Lumpur. Ich bryła jest po prostu niesamowita. Jak jakieś rakiety. Po długiej sesji zdjęciowej uderzylo w nas zmęczenie, dlatego szybko wrocilismy do hotelu po plecak i ucieklismy na nasz ostatni nocleg w mieście wieżowców. Nasz hotel jest na lotnisku, bo jutro rano o 6:50 mamy lot do Kambodży :D. Bardzo się na to cieszymy, bo KL nas okropnie zmęczylo. Jest gorąco, głośno, tłocznie i ...nudno. Poza wieżami nie ma praktycznie nic ciekawego. Ot, nowoczesne miasto. A my chcemy przygody! No więc zegnaj Malezjo, witaj Kambodżo! ;)

Wypluci w centrum miasta wieżowców

Menara Tower

Szukając Petronasów najlepszym azymutem są one same :)
Petronas Twin Towers w całej okazałości




2 komentarze:

  1. No nareszcie! Wyczekiwałam tego posta z niecierpliwością :-) Opis jak zwykle rewelacyjny :-D No i Wasze zdjęcia dopełniają całości. Spokojnego lotu do Kambodży i wielu niezapomnianych przygód, kochani :-*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz mile widziany! :)