poniedziałek, 7 października 2013

W kraju za 1 dollar

Ależ dzisiejszy dzień był męczący! Ale za to pełen wrażeń! Mogę się tez pochwalić spełnieniem kolejnego marzenia - byłam i widziałam miasto z ''Księgi dżungli'' czyli słynny Angkor. Dosyć punktualnie jak na azjatyckie warunki o 8 z minutami zostaliśmy odebrani przez naszego tuktukowca. Tego zamówiliśmy za pośrednictwem hotelu. Przyjechał po nas na oko 20-letni Kasy (czyt. kasi :)) i od razu zabłysnąl niezlą angielszczyzną.
Uff, no to ulga bo dogadywanie się z nimi nie jest najlatwiejsze z racji iż mają okropną tendencję do udawania że rozumieją podczas gdy ich znajomość języka ogranicza się do ''Tenk ju'' i 'One dollar''. Kasy okazał sie nie tylko fajnym tuktukowcem, ale też pewnego rodzaju przewodnikiem. Gdy wyznaliśmy mu z zalem, ze mamy tylko jeden dzień na zwiedzanie Angkoru zaraz przedstawil nam swoj pomysl na nasz program zwiedzania, który dokładnie pokrywał się z tym przygotowanym przeze mnie*. Na pierwszy rzut poszedł Angkor Wat. Rany jakie to miasto robi wrażenie!!! Jest po prostu niesamowite. I taakie ogromne. Aż w głowie się nie mieści, ze w XIIw. żyło tutaj ponad milion ludzi! Zwiedzanie Angkoru to jednak cieżka praca. Angkor to glównie swiątynie o ksztalcie piramidy, czyli schody schody i jeszcze raz schody. Miasto jest jednak wspaniałe, tajemnicze, takie jak sobie wyobrażałam. Wszystkie ściany pokryte są misternymi rzezbieniami, które na każdym kroku zachwycają. Można błądzić i błądzic po ciemnych korytarzach i zaułkach szukając kolejnych ukrytych dziedzinców albo posagów Buddy. Te zresztą są tam dość liczne i ładnie przystrojone bo to dodatkowe żródlo dochodu. Zaraz obok niego jest człowieczek który wpycha białasom w rękę kadzidełko i pokazuje jak się pomodlić przed Buddą. Do kompletu jest jeszcze czerwony sznureczek który zawiązują turyście na przegubie i wyskakuj pan z jednego dolara! Na to dalam się nabrać tylko raz, potem już omijaliśmy kadzidełka szerokim ruchem. Z dodatkowych źródeł dochodu Angkor są też wszechobecne dzieci sprzedające mydlo powidło za one dollar, od breloczków i pocztówek po szale i ksiązki (wszystko w tej samej cenie) i dziadki krzyczące wesoło 'Echo!' i walące się w pierś a także dorabiajace po godzinach jako wrozbici :D Buddy z kolei poukrywane sa w wielu zakamarkach Angkoru co by naiwnych turystow naciągnąc na jeszcze jednego dolca. Po zwiedzaniu pierwszego kompleksu odszukaliśmy naszego tuktukowca i przejechalismy do swiątyni Bayon pelnej wizerunków twarzy Buddy. I tak po kolei, przez cały dzień, zaliczaliśmy swiatynie coraz bardziej opadając z sil. Kolana odmawiają już posłuszeństwa, łydki pulsują, ale czlowiek i tak daje się skusić na dodatkowe stopnie gdy tylko zobaczy tajemnicze wejscie albo ciekawie wyglądający korytarz. I tak można łazić bez końca. Dodatkowo Budda nagrodził nas dzisiaj piękną pogodą - nie padało cały dzień :) Tutaj w Kambodży pogoda to dopiero ciekawostka! Generalnie jest ciepło, choc niebo najczęściej zachmurzone. Ale gdy slonce nagle wyjdzie zza chmury daje tak ostro czadu, że karki rozpalają nam się w minutę do poziomu rozżarzonej patelni. Po południu Kasy zabiera nas na lunch do restauracji dla bialasów. Ryż z warzywkami za 4,5dolca, czyli cena za którą tutejsza rodzina utrzymuje się ponoć przez 4dni. Jest jednak w miarę czysto i jest na czym usiąść. Khmerzy są niesamowicie sympatycznymi ludzmi. Gdy tylko nasze spojrzenia sie skrzyżują, od razu się uśmiechają. Dzieci gdy tylko przyuwaza skierowany w ich stronę obiektyw zaczynaja pozowanie :) Nie wiem skad Tajlandia zyskała miano ''krainy uśmiechu'', ale myślę ze Kambodża zasługuje na nie o wiele bardziej. Już teraz wiemy, że do Kambodży na pewno jeszcze wrocimy, bo dobrze nam tu :) Tutejsi ludzie są prosci i tacy... naiwni :) od dwoch dni chcemy zaplacic za nasz pobyt w hotelu, ale za kaźdym razem jestesmy odsylani ze przyjdzie na to czas przy check oucie :) zarezerwowalismy przejazd do Bangkoku na jutro, dziś wciąż nie chcieli od nas zapłaty :) poziom obslugi jest tu na najwyższym z możliwych poziomie. Za kaźdym razem gdy z nimi rozmawiamy mamy wrażenie, że z trudem powstrzymują się, żeby nie paść nam do stóp i bić czołem. Dzieci dosć często proszą nas o zdjęcie i patrzą na nas z uwielbieniem. A my zazenowani tylko odwazjemniamy uśmiechy :) Kambodza bardzo pozytywnie nas zaskoczyla. Owszem, jest biednie, ale tak wesoło biednie :) Na pewno jeszcze tu wrocimy. A dzis cieszymy się jeszcze tutejszą atmosferą. Po dłuugim zwiedzaniu, gdy tylko wrocilismy do hotelu od razu wskoczylismy do basenu, a wieczorem w ramach wieczorku podsumuwującego kambodżańską przygodę popróbowaliśmy hotelowych drinkow :) Az żal wyjeżdżać!

* Gdyby ktoś szukał fajnego tuktukowca po Angkorze, polecamy Kasyíego. Wystarczy do niego napisac johnsy_angkor@yahoo.com lub zadzwonic (+855)984 664 88 i przekazać pozdrowienia od Hasana z Turcji :)

Bilety w ręce więc jazda na zwiedzanie!














Zdjeć robi się tam tyle, że zwykle ujęcia stają się nudne :)

Tego zdjęcia pogratulował nam nawet japoński turysta :D






Potężne drzewa pochłaniają Angkor

W oczekiwaniu na tuktuka który pojechal po zmianę przebitej opony. Największy kokos, z którym miłlam jak dotąd do czynienia! I to za ... 1 dollar!



1 komentarz:

  1. Już na zdjęciach miasto wygląda imponująco. Na żywo z pewnością zapiera dech. Pozytywnie Wam zazdroszczę :-)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz mile widziany! :)