Dziś rano po smacznym śniadanku u Hindusów zostaliśmy odebrani na naszą kolejną wycieczkę. Niestety naszym przewodnikiem nie okazal się sympatyczny wielkolud Dżaga tylko pół Hindus Dżenga :] trochę potrwało zanim zaczęłam rozróżniac czy mówi po angielsku czy po malajsku :] co więcej, na wycieczce byliśmy sami. Jak przypuszczamy z powodu malej liczby uczestnikow, dostalismy Dżengę a nie Dżagę :)
No szkoda. Nasz program zaczęliśmy od plantacji herbaty. Jejku, jakie one są piękne. Jak okiem sięgnąć roztaczają się wzgórza porośnięte zielonymi liścmi. Dżenga trochę nam poopowiadał jak wyglądają zbiory i co się dalej z herbatą dzieje. Mielismy też czas by samemu pobuszować trochę między krzakami. Widzieliśmy też pracowników pracujących na polach. Część herbaty zbiera się ręcznie, część półręcznie, czyli taką kosą, ktorą musza trzymać dwie osoby. Te wzgórza mogłabym oglądać caly dzień. Potem naszym jeepem wspięliśmy się na szczyt najwyższej góry w okolicy. Widok jednak nie był zachwycający, wiec szybko wrociliśmy do auta. Następna pozycją w programie byl tzw. Mossy Forest czyli pradawny las porośnięty mchem. Obok raflezji i plantacji herbaty jest to największa atrakcja tej okolicy. Las jest niesamowicie klimatyczny, bardzo wilgotny i obślizgły. Jest piekny i czarodziejski. Dżenga słysząc o naszej wyprawie do dżungli uznał nas chyba za bardziej wymagających turystów i zabrał nas na prawdziwy choć krótki trekking po lesie, więc mogliśmy faktycznie w ten las wejść. Potem pojechalismy na trasę turystyczną po lesie, gdzie babcie z dziadkami i rodziny z dziećmi chodzą po pomostach zamocowanych w lesie i noga nie stają na mokrej ziemi. Ten gest mocno docenilismy, bo mając porównanie te mosty są okropnie nudne. W lasach tych można podobno spotkać nawet King Cobrę - Dżenga mówil, że nie dalej jak tydzien temu widział jednego. Nas jednak King Cobra nie powitał w swoich progach za co mu uprzejmie dziękujemy ;) Po Mossy Forest pojechaliśmy do fabryki herbaty BOH, która jej ogromne ilości eksportuje do wielu państw na świecie. Tutaj dostalismy czas wolny więc po szybkim obejściu tego co ciekawe, skierowaliśmy się do kawiarni gdzie mozna napic się herbaty patrząc na pola herbaciane. Tam też poznaliśmy Bartka i Anię z Warszawy :) Ci mieli kompletnego pecha, bo ich przewodnik odwiedzał te miejsca razem z nimi po raz pierwszy w życiu :] Potem pojechalismy do Butterfly Garden, choć motyle nie są tam jedyną atrakcją. Motyle są w tylko jednej szklarni. Są naprawdę ogromne choć gatunków jest w sumie niewiele. Hasan miał szczęście, że wielki motyl usiadl mu na ramieniu. To byl faktycznie zaszczyt, bo tak to są bardzo płochliwe, nie to co np. w Schmaterling Haus w Wiedniu. Gdy tylko motyla na hasanowym ramieniu zobaczyla grupa Japonek zaczęła się sesja zdjęciowa. Normalnie zepchnęly mnie do tylu i wlazily ze swoimi aparatami przed mój obiektyw. O zapytaniu czy mogą zrobić Hasanowi zdjęcie już nie wspomnę :] W Butterfly Garden czekaly jednak też inne atrakcje. Było to takie małe zoo, gdzie w klatkach siedzialy koguty, króliki, żółwie, a także weże, wielkie żuki i karaluchy, skorpiony oraz tarantule, kameleony i inne paskudztwa. Na koniec zostaliśmy zabrani na plantację truskawek, których tutaj pelno. Ta chyba była najmniej ciekawa, szybko wytłuumaczyliśmy Dżendze, że u nas w Polsce i Turcji też mamy truskawki i to na ogrodkach a nie tak jak tutaj w szklarniach. Oglądanie sadzonek zamieniliśmy na konsumpcję soku z truskawek i lodów truskawkowych. Tym samym zobaczyliśmy już wszystko co tylko można w Cameron Highlands. Trzeba przyznac tutejszym lokalesom pomysłowość. wykorzystują wszystko co sie da by stworzyć kolejną atrakcję dla bialasów. Gdy tak patrzylam na te sadzonki truskawek pomyślałam o tym jaki niewykorzystany potencjal ma Polska :) Fajnie tu w Tanah Rata. Odpoczeliśmy, zlapaliśmy trochę slonca po tajskich monsunach i zobaczyliśmy wiele ciekawych miejsc. Dziś gdy po obiedzie wracaliśmy do hotelu i przy każdym niemal stoisku, przy każdej restauracji znajomy sprzedawca/kelner wolal na nas 'Turkey' albo machał ręką na powitanie zgodnie stwierdziliśmy, że czas ruszac dalej. Dlatego tez już trzymamy w dloniach bilety do Kuala Lumpur na jutro rano. Do zobaczenia!
|
Zielone wzgórza Cameron Highlands |
|
W tle trwają zbiory |
|
Wiem co piję! :) |
|
w czarodziejskim lesie |
|
Ten skubaniec po skończonej sesji zdjęciowej ani myslał odlecieć! |
|
Jedyna atrakcja plantacji truskawek :P |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz mile widziany! :)